Nic trzy razy się nie zdarza

Nigdy więc się nie powtarza 

Miłość, wiara i nadzieja,

W nich nie szukam ukojenia 

 

Bez miłości i bez ciebie 

Mogę żyć już tak jak w Niebie 

Bez łez, smutku i tęsknoty,

Bez zmartwień, łez i nieugaszonej ochoty. 

***

Z pogardą 

Patrzę w Twoją stronę 

I chce zapomnieć o tym 

Co było między nami 

Tak 

Otóż tak 

CO było między NAMI

Ale TO 

Już nieważne,

Już było, minęło i 

Na ( nie ) szczęście 

Już za nami 

TO

Już się skończyło 

Już te chwile minęły 

Już się rozpłynęły 

By nigdy już nie zajmowały miejsca 

Ani w sercu

Ani w duszy 

Ani  umyśle 

***

Czekam 

Aż przyjdziesz po mnie 

Nie mogę się doczekać 

Naszego pierwszego wspólnego spotkania 

Naszych pierwszych spojrzeń

Naszych pierwszych rozmów 

Naszych pierwszych problemów i rozterek 

( Nie tylko ) miłosnych

Czekam

Tylko na ciebie

By móc objąć cię nie tylko spojrzeniem 

Nie tylko cichym westchnieniem 

Nie tylko czułym powitaniem 

Lecz chcę usiąść

Tylko koło Ciebie 

I tylko z Tobą spędzić resztę życia

Aż po sam grób... 

Czekam 

I nie mogę

pogodzić się z tym 

Że ja wciąż jestem 

A ciebie wciąż nie ma 

Czekam...

Cichym szeptem 

Odprowadzam swojego ukochanego 

Bez nadziei 

Że to wszystko co było

Między nami  

Wkrótce się odmieni 

Że odmieni się 

Nasze życie 

Nasze pasje 

Nasze wspólne powołanie

Do życia

Nowego 

Nieodgadnionego 

I ( Nie ) uświęconego 

Cichym szeptem...

Jakim cudem 

Włóczę się po mieście 

Całkiem zdrów na umyśle 

Choć ciało niewprawne 

I głowa nietęga 

Szukając po drodze 

Śladów swojego istnienia 

Kroków obłędnych

Innych oznak życia 

 

Jakim cudem

Wracam do domu 

Spiesznym krokiem 

Niby operacyjny

Szukający ratunku 

U niewłaściwej osoby 

Po czym

Padam na twarz

Albo na podłogę 

Która brudna od mych łez 

Zdaje się rozpływać od

Morza cichych nieszczęść  

 

 

 

***

A mogłabym...

A mogłabym milczeć 

Słuchając jedynie śpiewu ptaków 

Niewinnych i niesfornych 

Beztrosko tańczących na niebie 

I nie przejmować się 

Własnym krzykiem wychodzącym 

Z rozgrzanego gardła 

Które pali równie rozgrzana namiętność 

Nie przejmować się też 

Słabowitymi płucami które 

Jakimś cudem jeszcze żyły 

Nie rozpadając się na kawałki 

A mogłabym w świętym spokoju 

Zostawić swe wątłe ciało 

I z lekkością ducha 

Dać się ponieść emocjom 

Wołającym o pomstę do nieba

I mogłabym 

Wreszcie 

Odpocząć od swego 

Ziemskiego życia 

***

Mogłabym 

Pędzlem namalować ten nędzny świat 

Ciemną farbą pokryć jego winy 

Zatuszować niedoskonałości 

Upiększyć jego ułomności 

Nałożyć kilka warstw przezroczystego koloru 

Na to stare płótno 

I z uśmiechem na ustach 

Nałożyć kolejną warstwę nieśmiertelnej farby 

By wreszcie 

Fiksatywą utrwalić inny lepszy świat 

***

Słońce świeci nad nami 

Przygrywają promienie słoneczne 

Tańczą między drzew koronami 

Stawiają dzielnie kroki taneczne 

 

Niebo ciemnobłękitne i lekko pochmurne 

Sieje zamęt na otwartej przestrzeni 

Gdzie wszystko wydaje się niejasne, wręcz brudne 

Od nadmiaru słonecznych cieni 

 

Błotnista ziemia swoje ścieżki zna 

Nawet kręte i rozwidlone 

Torfowiska i bagna w swoim ręku ma 

Niebezpieczne, tajemnicze i zamglone 

 

Cała natura zdaje się być zagadką 

Tak rozległą jak ocean lasu 

Kryjący się za drewnianą chatką 

Nie odmierzający w obłe czasu 

 

Natura

Czas pokaże 

Co z tego wyniknie 

Gdy zegar się zawiesi

Gdy kukułka się zatrzyma 

Gdy klepsydra stanie w miejscu 

Gdy dzięcioł przestanie pukać 

Do starych spróchniałych drzwi 

Czas pokaże 

Co może się zdarzyć 

Gdy serce przestanie  dla kogoś bić 

Gdy mózg przestanie pracować 

Gdy połamane ręce przestaną usługiwać każdemu 

Gdy ślepe oczy zamkną powieki niczym nie wzruszone 

Czas pokaże 

Co z tego nie wyniknie 

Gdy drzew zostaną otwarte 

Gdy okna nie będą otwarte na oścież 

Gdy klucz się nie zgubi 

Gdy zamek od kurtki będzie na swym miejscu 

Czas pokaże 

Co mogłoby się nie wydarzyć 

Gdybym nie spotkała ciebie 

Gdybym nie była pracowita

Gdybym poszła drogą daleko przed siebie 

I nie wróciła do świata żywych. 

 

Czas pokaże...

Chciałam się z tobą spotkać 

Od zawsze pragnęłam

Ujrzeć twoją gładką twarz 

Twoje niesforne włosy 

Twoje chude ciało

I twoje niezgrabne ramiona 

Schowane w ramionach obcych 

Niegdyś widziałam 

Ciebie 

W krzywym zwierciadle

Które mogło 

Ukryć twoją prawdziwą naturę 

Tę twarz 

Te oczy 

Te włosy 

Tyt także chciałeś się ze mną umówić 

Spotkać, potańczyć, pośpiewać 

Ucałować moją skórę 

Poznać lepiej zapach moich włosów...

I zapomnieć 

Jak miałoby wyglądać 

Nasze wspólne życie 

Spotkanie 

Wiesz, 

pisząc do ciebie te listy, 

myślałam, że może nigdy 

ich nie ujrzałeś 

Że może mnie się wymknąłeś 

spod skrzydeł troskliwych 

niczym ofiara spod szponów jastrzębia 

Że może uciekłeś 

w ramiona kochanki, by na nowo 

uwić sobie gniazdo pełne niesfornych piskląt 

Tak, myślałam,

że może odszedłeś w nieznane,

by odkryć w pełni,

to co było mniej znane,

lecz z czasem

było, minęło i przeszło

Jednakże wiedziałam,

że tęskniłeś, czekałeś 

i o mnie nie zapomniałeś, 

lecz z czasem

było, minęło i przeszło  

 

 

List 

Jest on 

jestem ja 

święty grzech 

owoc czystego zła 

i niestety znowu ja

Dwa bieguny

stykające się ze sobą 

tak blisko 

a tak daleko 

Nie mające nic wspólnego 

ze sobą, lecz 

czy aby na pewno?

Jest on 

jestem ja

święty grzech

pełen wszelkiego zła 

i - niestety znowu ja

Dwa filary 

na niepewnym fundamencie 

niczym gwiazdy 

na niebiańskim firmamencie 

Święty grzech 

Prawdziwe kłamstwo

brzmi przekonująco

w twych ustach

gdyż jest prawdziwe 

jak naga prawda

przykryta purpurowym płaszczem

i nie mająca nic do powiedzenia

Cóż, lepsze prawdziwe kłamstwo

niż fałszywa prawda 

czająca się

niczym wilk w owczej skórze  

by pożreć każdą napotkaną owcę  

Uczciwy złodziej 

nieraz lepszy niż 

przewrotny strażnik 

pachnący nieszczerym złotem 

Prawdziwe kłamstwo

Wyciąga rękę topielec jeden 

chce pochwycić ludzkie gardło

Oczami błądzi po omacku jak niejeden 

biedak co wiedział w życiu aż nadto

 

Wyciąga znów rękę topielec 

Pragnie zaznać ludzkiego życia

Tak samo przyjemny jak wisielec 

czy pijak, który nie dość ma picia

 

Na darmo wyciąga rękę 

topielec jeden 

cierpiący ogromną mękę 

jak nieszczęśnik niejeden 

 

Nie wyciąga już chciwej ręki 

nie czepia się już życia

Nie ma końca jego męki 

która jest niczym pijak bez picia 

 

Smętne życie 

Szła przed siebie pewnym krokiem 

torując drogę kosą niczym mieczem 

Chciała dotrzeć przed cichym zmrokiem 

Tam gdzie ludzie nie wojują biczem 

 

Tam gdzie nie igra się z ogniem 

gdzie nie ma zbędnego rozlewu krwi 

I gdzie człowiek człowiekowi nie jest wilkiem 

i nikt z nikogo nie drwi

 

Niczym zła baletnica kulejącą na nogach 

Ślepo przed siebie śpieszyła 

Ciągle błąkająca się po drogach 

gdzie każdą przeszkodę niszczyła 

 

Niszczyła wszystko spojrzeniem 

tak wymownym i niespokojnym

że na jej widok każde stworzenie 

żegnało się z życiem spokojnym

 

Aż w końcu dotarła tam 

gdzie dotrzeć miała 

I ona sama niczym taran 

dostała  wreszcie to, czego tak bardzo chciała ...

Śmierć

Gdy dzieje się innym krzywda - 

nie bądź obojętny 

Gdy niewinnym ptakom ucinają skrzydła - 

nie bądź obojętny 

 

Gdy nad dziećmi ojcowie się znęcają - 

nie bądź obojętny 

Gdy silniejsi słabszymi pomiatają - 

nie bądź obojętny 

 

Gdy pijak bije własną żonę - 

nie bądź obojętny 

Gdy widzisz jak pływak tonie - 

nie bądź obojętny 

 

Nie bądź obojętny 

na ludzką krzywdę 

Nie myśl - działaj 

I to tak szybko jak to możliwe 

Nie bądź obojętny 

Na samym końcu wioski 

stał samotny dom 

który był pełen troski 

można było napisać o nim gruby tom 

 

Drewniane pourywane ściany 

mówiły same za siebie 

nie pasowały do delikatnej damy 

która wolała coś lepszego dla siebie 

 

Krzywa podłoga

niski dach 

nieruchomość była niedroga 

lecz mieszkańców wioski wpędzał w strach 

 

Posępny opuszczony dom 

przez koleiną rodzinę 

przybrał ponury ton 

i powoli popadał w ruinę 

Opuszczony dom 

Ciemność 

Bezdenna otchłań

Senność 

Gdzie łoże pełne posłań?

 

Ciemność 

Cisza śmiertelna 

Wieczność 

Potęga nieśmiertelna 

 

 

Ciemność

Umieranie przychodzi powoli 

Jak niespodziewany gość 

Zastając człowieka w niedoli 

I dający mocno w kość 

Człowiek leżący na łożu śmierci

Nie wie co ma począć 

Niespokojnie się wówczas wierci 

I nie wie od czego zacząć 

Wiedział jedno - że umiera 

I nie można tego cofnąć 

Nic ze sobą nie zabiera

Czuł się jakby zaczął tonąć 

W morskich odmętach 

Nie wiedział dokąd zmierza 

Czy to droga przeklęta? 

Nic już nie zamierza - 

On pragnie odejść tylko 

Umieranie 

Samotnie w kąciku 

siedział miś pluszowy 

W jego małym brudnym pokoiku 

Wszystko było brudne i stare 

 

Podarta kanapa, zakurzony fotel 

To tylko nieliczne przykłady

Na to, że to nie jest żaden hotel 

Tylko zapomniany dziecięcy pokój 

 

Podarty mały miś pluszowy 

Czuł się opuszczony

Bardzo chciał być nowy 

I przytulany do dzieci 

 

Niestety czas szybko mijał 

I miś postarzał się 

Czas jego świetności przemijał 

I wraz ze starym pokojem rozpadał się 

 

 

 

Podarty miś .

Upływa szybko czas

Jak statek tonący na oceanie 

A tam gdzie nie ma nas 

To czas znajduje się na dnie 

 

Mijają dni, mijają lata 

Szybko i niespostrzeżenie 

One są dla mnie stare jak mama i tata 

Traktujący upływ czasu jako pewne ostrzeżenie 

 

Czas, czas, czas 

Czym on w ogóle jest?

Tajemniczy niczym zaklęty las 

Który dostępny dla wszystkich nie jest 

 

A gdy czas przeminie 

A wraz z nim świat 

Tak wszystko się rozpłynie 

Także i wszechświat 

Czas

Dołącz do naszej społeczności !

Wyświetl mój profil

Cześć Nazywam się Justyna Jabłońska i to ja jestem odpowiedzialna za ten "chaos" któremu na imię 

moichksiazekswiat :)

  O mnie

 

Kliknij mnie

 Właśnie czytam 

Lipcowego poranka

Spadł niespodziewanie deszcz

Który trwał do następnego ranka 

Smutny niczym świerszcz

 

Zaś po kilku dniach 

Znów przyszedł ów gość 

Padający to na ziemię to na dach 

I dający mocno w kość 

 

Deszcz, smutny deszcz

Niczym szara dama

Lub groźny jak kleszcz 

Czepiający się od rana 

 

Oby odszedł stąd 

I to jak najszybciej 

Lecz nie wiadomo dokąd 

On tu jeszcze bę∂zie 

 

Deszcz, deszcz, deszcz

Smutny jak ziemia 

Czepiający się jak kleszcz 

Którego tak naprawdę nie ma 

 

Deszcz

Poza czytaniem i recenzowaniem książek zajmuję się również pisaniem wierszy o dowolnej tematyce. Postanowiłam tutaj zamieścić większość z nich. 

Cześć! 

To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych. Elementom tekstowych możesz też ustawić animację, dzięki czemu, gdy użytkownik strony wyświetli je na ekranie, pokażą się one z wybranym efektem.

To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych. Elementom tekstowych możesz też ustawić animację, dzięki czemu, gdy użytkownik strony wyświetli je na ekranie, pokażą się one z wybranym efektem.

To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych. Elementom tekstowych możesz też ustawić animację, dzięki czemu, gdy użytkownik strony wyświetli je na ekranie, pokażą się one z wybranym efektem.

To jest element nagłówek.

Książkowy Świat...